Urszula Bezwińska Tabor

Odbrązowienie – recenzja własna czyli pisana bez żadnego zamówienia nań

autor: Jarosław Molenda

tytuł: „Przy stoliku w czytelniku”

wydawnictwo niezbyt szczęśliwe: Prószyński i Ska

Nie mieszkam w Warszawie. Nie znam się na warszawskich środowiskach literacko-artystycznych. Nigdy nie byłam w żadnym miejscu opisywanym jako „kultowe”. Nie byłam w „Czytelniku”, ani w SPATiFie, ani u Bliklego, ani też w żadnych innych lokalach uczęszczanych przez szeroko rozumianą „warszawkę”. Osobiście, jako entuzjastka słowa pisanego, uważałam zawsze warszawski światek literacki, za „niemal spiżową opokę” – wielką samą w sobie, wzniosłą, czystą i … oderwaną od wszelkich wad, przywar, małostek i innych przyziemności. Oczywiście, że ta moja sympatia tak całkiem bezkrytyczna nie była. Poeci, których poezję uwielbiałam tacy jak Gałczyński, Tuwim czy Brzechwa mieli u mnie dość pokaźną „krechę” za światopoglądowe sprzyjanie komunie, która dla mnie była absolutnie i pod każdym względem nie do przyjęcia. Poza tymi, co to tak, jak ci właśnie pełna byłam zawsze absolutnego podziwu dla ludzi ze „świecznika literatury”.

Aż tu … przeczytałam J. Molendy „Przy stoliku w Czytelniku” i się zdumiałam. Lekkim stylem, właściwie w rozrywkowy sposób tak sobie napisana zajmująca i przejmująca opowieść o ludzkim bagnie zakwitłym czasem liliami wodnymi, nenufarami, pięknymi kolbami tataraku, często niestety cuchnącym małością „wielkich ludzi”, która niewidzialnie i konsekwentnie wciągała w obrzydliwą głębię to co piękne, wrażliwe, delikatne, wzniosłe, sprawiedliwe i po ludzku dobre.

Bohaterami tej opowieści są ludzie znani, którzy w żadnym razie nie byli i nie są anonimowi: Tadeusz Konwicki, Gustaw Holoubek, Janina Szymańska, Andrzej Łapicki, Stanisław Dygat, Jan Himilsbach, Leopold Tyrmand, Kazimierz Kutz, Henryk Bereza, Antoni Słonimski i wielu innych tuzów warszawskiego środowiska literatów, aktorów, reżyserów i intelektualistów wszelkiego autoramentu.

Wiele ciekawych faktów, wiele anegdot i historyjek okraszonych komentarzami „świecznikowców”. Może tylko zbyt dużo w tej książce cytatów z książki Jacka Żakowskiego o stoliku w Czytelniku, której nie czytałam i pewnie nie przeczytam. Do dzisiaj nie ma odpowiedzi na pytanie czy skutek w postaci „końca stolika w Czytelniku” był celem zamierzonym przez Żakowskiego. Może dlatego, że chyba nie da się jednoznacznie na tak postawione pytanie odpowiedzieć.

A na koniec tej recenzji muszę jeszcze odpowiedzieć, dlaczego krytykuję tak zasłużonego dla polskiej sceny wydawniczej wydawcę, którym Wydawnictwo Prószyński i S-ka niewątpliwie jest. Otóż – któż wymyślił wydawanie książki, która w stanie rozłożonym ma wielkość arkusza A-4 i jest drukowana na tak grubym papierze, że waży prawie półtora kilograma? Toż to trzeba było do niej dodać gratis podstawkę, która pomogłaby oszczędzić ręce, wyraźnie nadwyrężone jej trzymaniem!

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *