Urszula Bezwińska Tabor

Jak to z książkami bywa – cz. 3 oczywiście pół żartem, poł serio

Hm.., ostatnio pewne wydarzenie myślę, że artystyczne, wprawiło mnie w pewien rodzaj autorefleksji. Cóż, być może będę musiała zrewidować własne poglądy w temacie społecznego odbioru tego co się tworzy. Hm…, może najwyższy już czas…

Sama w życiu doświadczyłam już nie jeden raz tak zwanego niezrozumienia. Pisałam już o tym. Opisana przeze mnie w „wiekopomnym dziele” wielka miłość” nie wstrząsnęła widzami, wyposażywszy ich wprzódy w nieziemskie odczucia. Patrzyli oni na coś, według nich absolutnie dziwnowatego. Tak, dziwnowatego właśnie, bo określenie dziwnego byłoby w tym przypadku mówiąc delikatnie całkowicie nieadekwatne.

Tak sobie myślę, czy przypadkiem nie jest tak, że nie trafienie w gusta odbiorcy to nie jest „wina” twórcy, tylko to jest efekt czegoś innego? Jeśli tak, to czego?

Hm… Wybrałam się ostatnio w pewne miejsce. Cel był jeden – zobaczyć coś ciekawego, doświadczyć jakichkolwiek wrażeń artystycznych że tak powiem, byle nie obojętności. Miało być przede wszystkim ekskluzywnie duchowo. Co to znaczy? To znaczy, że uczestnictwo w tym czymś, z czym miałam przyjemność obcować, będzie wzmagać we mnie poczucie intelektualnej wyjątkowości, i tak naturalnej przecież w dzisiejszym świecie chęci wyróżnienia się z „szarej, bezkształtnej w swojej istocie”, społecznej masy. Miejsce doznań artystycznych cudne, z renomą i mianem klasyki dobrego gustu, wysublimowanego żartu i tego wszystkiego, co widownia lubi, ceni, podziwia, na co chodzi, kupuje bilety i płaci. Jednym słowem nie mogło być lepiej. Nie wiem czy w ogóle było jakkolwiek, na pewno było inaczej, czyli nie to, czego moje pojęcie o literaturze, poezji, piosence i muzyce się spodziewało.

Nazwisko twórcy – o, na pewno takie znane, podziwiane, no… może nie tylko za dokonania własne, ale przecież bywały już artystyczne klany rodzinne. Czy wśród pisarzy bywały? Jakoś nie mogę sobie nikogo przypomnieć, oczywiście oprócz braci Grimm. Wśród aktorów, to owszem, ale wśród pisarzy?

A może to ja jestem w mylnym błędzie? Może to tylko mnie się wydaje, że przekaz powinien gdzieś trafić? A jak było z miłością wielką, którą opisałam, która została wystawiona w doborowej obsadzie, i… która rozśmieszyła tylko nas, aktorów tego całego przedsięwzięcia. Więc może problem tkwi we mnie?

Opiszę teraz krótko co to było. Nie, czego się spodziewałam, ale co to było?

Scena, reflektory, mikrofony, ustawiona komórka do nagrywania. Widownia dość liczna jak na rozmiar tej sceny, krótko mówiąc pełna może nie sala, ale salka, tak z sześćdziesiąt osób, może trochę więcej. Wychodzi facet w średnim wieku, całkiem niezły, typ takiej dojrzałej, męskiej, z lekka usportowionej urody. Lekko przyprószony, może się podobać.

O czym, raczej o kim to było? O kimś znanym, w hołdzie że był. Chylę głowę. Co to było? Oprócz podawania autorów muzyki, takich znanych i słuchanych? Muzyki – ponoć skomponowanej, której nie mogłam się dosłuchać. Słowa – ponoć napisane. Moje odczucia? Cóż…, zauważyłam że to przyprószone, męskie ciacho było bez skarpetek. Czy teraz jest taka moda? Nie wiem, doprawdy nic już nie wiem.

Nagle doznałam olśnienia. Już rozumiem! Teraz już wiem, zrozumiałam coś, czego kiedyś sama doświadczyłam! Było tak. Zła na świat cały, bo ja się staram, piszę, wydobywam z siebie najgłębsze pokłady najbardziej delikatnych i intensywnych uczuć i najbardziej celnych i mądrych przemyśleń, no więc dotknięta bólem całkowitego niezrozumienia, szłam sobie z psem na spacer, wśród łąk i pól. Nagle wśród średniowysokiej trawy zobaczyłam sporych rozmiarów kupę. To było to! Nie chcą moich wierszy? Nie chcą się śmiać, z czego ja się śmieję? Nie chcą płakać z czego ja płaczę? Ok, i napisałam wiersz o… tej właśnie kupie. Na serio, wiedziona twórczą pasją. Kupa stała się … podmiotem lirycznym.

Pewnie bym się do tego nigdy w życiu nikomu nie przyznała, ale owa „Kupa” stała się przedmiotem artystycznej recenzji. Otóż mój znajomy, prawdziwy literat, prawdziwy znaczy z nazwiskiem, zapytał czy nie mam jakiejś oryginalnej dedykacji dla kogoś tam. Kiedyś napisałam mu życzenia z okazji Świąt Bożego Narodzenia i bardzo mu się spodobały. Zupełnie niezrozumiałe, prawda? Jakby literat nie mógł sobie czegoś takiego sam napisać! Akurat miałam życzenia napisane z jakiejś tam okazji dla kogoś, więc wyrwałam kartkę z notesu i mu dałam. Niech ma!

Następnego dnia zadzwonił. Słuchaj, przeczytałem twój wiersz, jest śliczny, to dobra poezja, musisz go opublikować, warta jest tego!

Świat jest pełen niezrozumienia. Nie rozumieją nie tylko odbiorcy twórców, ale twórcy nie rozumieją odbiorców. Ale żeby twórcy nie rozumieli twórców?

Kończąc temat. Na przedstawieniu którego ostatnio doświadczyłam, znany ktoś robił sobie „jaja” z widzów? Chyba? A może ja nie rozumiem współczesnego świata? Nic, w każdym razie o efektach zjawisk, że tak powiem fizjologicznych może jeszcze, wiedziona rozpaczą i targana spazmem niezrozumienia napiszę. A nuż mi Nobla dadzą, może choć literacką Nike, albo i co?

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *